Ostatnio wpadłem do Olsztyna z okazji drugiej edycji Wrath of Gods Mini Tour. Był to jeden z tych koncertów, podczas którego docinki o słabej frekwencji pojawiały się przy okazji każdego występu. A skład lichy nie był: Sinsinate, Tehace, Medebor, Hyperial i Eternal Deformity to kapele, które radzą sobie całkiem dobrze na naszej scenie, ludziska nazwy kojarzą, wiedzą, że łoją dobrze więc czemu była nas tylko garstka pod sceną? Powodów może być co najmniej kilka, i bynajmniej nie wynikają one ze słabego składu, bo ostatni koncert Vadera, Vesanii, Feto In Fetus i reszty składu także frekwencyjnie dupy nie urywał.
Nie chodzi o to, że Olsztyn jest miastem niewdzięcznym, że trudno dojechać, że w klubach nie ma atmosfery sprzyjającej gigom. Nic z tych rzeczy. W innych miastach wcale nie jest lepiej, czy to Gdańsk, czy Poznań czy nawet stolica - frekwencja stopniowo spada. Wątpię, że stara gwardia już się zmęczyła przychodzeniem na koncerty, jeśli się kocha taką muzykę to przyjdzie się na gig nie znając połowy kapel na nim występujących. Za mało młodych słucha takiej muzyki? Też skucha, w ostatnich czasach takich młodych ludzi się namnożyło, śmiało mogę stwierdzić, że liczba długowłosych nam wzrasta (nie idzie to w parze z kupowaniem płyt, czy biletów na koncerty niestety) i dumnie kroczy w koszulkach kapel maści rozmaitej (choć pewne "trendy" bandy przeważają, ale to nie jest miejsce by się o tym rozpisywać). Czemu więc siedzicie w domu zamiast ruszyć dupsko na gig? Niektórzy wciskają kit, że lepiej pozaliczać koncerty podczas festiwali typu Asymmetry, Brutal Assault czy pojechać na Woodstock bo jest za fryla a klubowe sobie odpuścić. I tak zostawiacie tam kupę hajsu więc co Wam szkodzi przyjść na pojedynczą sztukę za dwie dychy za wjazd? Rozumiem, że można się spłukać, ale bez przesady. Jest jednak druga strona medalu - koncertów jest ostatnio bardzo dużo, często po kilkanaście w miesiącu i tu zaczynają się finansowe schody i trudne wybory. Co jednak jeśli w okolicy koncertów jest niewiele i można poznać fajne kapele, odkryć coś nowego i spędzić miło czas? Najwyraźniej po prostu się nie chce, bo organizatorzy dwoją się i troją by promocja koncertów na mieście i w sieci była jak należy. Plakaty, wydarzenia na facebooku, konkursy z wejściówkami, cuda rozmaite byleby tylko nie grać dla właścicieli i członków zaprzyjaźnionych kapel. Problemem może być też dzień koncertu, wiadomo, że więcej osób wpadnie w weekend niż w środę czy poniedziałek. Ale na upartego można się przejść i przełknąć pigułę przysypiania w robocie. Czyli kolejny argument przemawiający za "Jestem zmęczony, nie chce mi się". Ja nikogo do chodzenia na gigi zmuszać nie zamierzam, ale zdajcie sobie ludziska sprawę, że Wasze ukochane kapele też za coś chlebek zjeść muszą i najczęściej są to pieniążki z koncertów, których też jest niewiele, bo duża ich część idzie na noclegi, benzynę, tego typu sprawy. A samo zaznaczenie się na FB, że się przyjdzie może jedynie wkurwić, bo obietnica wysokiej frekwencji nastraja pozytywnie i sprawia, że muzykom wciąż chce się to wszystko ciągnąć dalej. Stąd też powstawianie bardzo istotnych fanpage w rodzaju "Nie pierdolę, że będę", których nazwy mówią same za siebie. Pisałem wcześniej, że koncertów jest coraz więcej, że trudno wybrać, ale wkrótce może ulec to drastycznym zmianom, bo nie będzie dla kogo robić. Często wpadam na informacje, że dana sztuka jest odwołana, lub przeniesiona w czasie, a powodem tego jest słaba sprzedaż biletów. Gdzie są więc Ci wszyscy lajkujący i deklarujący swoją obecność? Po co robić organizatorów w wała? Znamienne jest też to, że ludzie wykruszają się nagle i na ostatnią chwilę, widocznie coś o wiele ciekawszego nagle wypada w planach. Zakładam niestety, że to lenistwo, lub nagłe wydanie kasy na coś innego.
Jak sobie z tym impasem poradzić? Częściej robić gigi w weekend, wydawać jeszcze więcej kasy na promocję, robić bardziej srogie konkursy? A może wkręcać, że na każdym gigu gra Sabaton? Być może trzeba obrać inną strategię, sprawić by ludzie zapragnęli słuchać muzyki na żywo, uatrakcyjnić w jakiś sposób ten rytuał? Ostatnio Knock Out Prod organizował koncerty Helmet i Negative Approach i ludki poniżej 18 roku życia mogły wbijać za darmo. Strata dla organizatora? Z pewnością, za to zysk dla duszyczek, które kapele mogły dzięki temu poznać. Nie znam niestety wyników tego eksperymentu, ale wygląda na to, że organizatorzy szukają sposobów na zapełnienie sal, bo przecież po frekwencji grupy zagraniczne oceniają czy warto do nas wrócić. A może już najwyższy czas odpuścić sobie małe sztuki i skupić się na ściąganiu nazw, które zawsze przyciągną i na supporty dawać mało znane grupy? Tak było w przypadku koncertu Gojiry przed którą występował Spirit i występu Carcass gdzie pokazali się młodziaki z Thunderwar. W sumie z festiwalami też nie jest najlepiej. Nie ma już Metalfestu, Ursynalia przeszły bez echa i wciąż odbija im się za ostatni cyrk, a tegoroczne Węgorzewo odwołano. U mnie w mieście też nie za różowo, mówi się, że coroczny Ostrock się nie odbędzie niestety. I tak to sobie wszystko się kuriozalnie kręci. Płyty są drogie, koncerty nieopłacalne a streaming muzyki chociażby na Spotify ma swoje dobre i złe strony, o których wszyscy wiemy. Nie chcę krakać, że mamy zmierzch pewnej ery, bo koncerty są i będą, ale obawiam się, że kluby wkrótce mogą nie mieć się z czego utrzymywać i ostaną się tylko największe, które mają selekcję gigów, wiadomo sztuka musi się opłacić, chociażby zwrócić. Kończąc moje marudzenie, dodam jedynie, że mam nadzieję iż mój czarny scenariusz będzie tylko narzekaniem i najzwyczajniej w świecie będzie lepiej, czego Wam i sobie życzę w nadchodzącym powoli 2015 roku. Taka ładna liczba, a nóż widelec coś się pozytywnie zmieni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz