Wyobraźcie sobie taką dość nieprzyjemną sytuację: "Teraz Rock" to jedyne czasopismo muzyczne, z którego możecie czerpać wiedzę na temat muzyki. Nie istnieją żadne inne źródła, które mogłyby z nim konkurować, nie ma podziemnych zinów, nie ma niczego, a zagraniczna prasa muzyczna do nas nie dociera. W internecie też istnieje tylko i wyłącznie pismo pana Wiessa i Królikowskiego. Losy wielu kapel zależą od nich i ich współpracowników, tak więc grindcoere, death i black metal są zepchnięte na totalny margines. Przerażająca to wizja prawda? Na szczęście nie jest prawdopodobna. Na szczęście mamy jeszcze (lepszego bądź gorszego) Metal Hammera, całkiem zjadliwego, choć obecnie dość mainstreamowego Mystic Arta i znakomite 7Gates oraz Musick. Kilka dni temu natomiast ukazał się pierwszy numer magazynu, który z miejsca zyskał w moim mniemaniu miano niemal doskonałego. NOISE Magazine. Dlaczego "niemal". Ano przeczytajcie sobie poniżej.
Nazwa "Noise" może być myląca. Szczególnie w kontekście kontrowersyjnego doboru artysty na okładkę. Ghost B.C. budzi w fanach ciężkiej muzyki dość mieszane uczucia. Jedni mówią, że to mało śmieszny żart, bo metalu to oni bynajmniej nie grają, innych rajcują takie przebieranki, nastrój grozy horroru klasy B i muzyka, która na dobrą sprawę jest rockowo-metalową dyskoteką. Jeśli więc ktoś dał się złapać na "Noise" jako magazyn traktujący o nowych dokonaniach Merzbow i tego typu wykwitów to musiał się srogo rozczarować. "Noise" bowiem okazał się magazynem o hałasie jako takim, czy to generowanym przez scenę elektroniczną, czy black metalową. Grunt by prezentowane w nim wywiady i artykuły dotyczyły artystów nietuzinkowych, takich z pierwszej, ale niekomercyjnej półki. A jeśli nawet komercyjnej to mających w sobie coś unikalnego. I pod tym względem Noise spełnił moje wszystkie oczekiwania. Panowie dziennikarze, wśród których nie zabrakło tak istotnych nazwisk jak Weltrowski, Dunaj, Lerch, Łakomy czy Miecznikowski (jeśli nie znacie tych nazwisk to znaczy, że mieliście w rękach tylko "Teraz Rocka") odwalili swoimi wywiadami i felietonami kawał wciągającej roboty. To jest gazeta, którą warto przewałkować od deski do deski, każdy artykuł niesie w sobie coś ciekawego, ma w sobie autorki komentarz i daje pole do dalszej polemiki. Numer zaczyna się od nostalgicznego felietonu pana Łukasza Orbitowskiego, który opowiada o czasach, w których ja miałem okazję niestety tylko uczyć się chodzić i mówić. Biorąc jednak po uwagę, że za czasów mojej gimbazy i licbusiarstwa nikt nie wiedział co znaczy termin hipster, to jednak mam prawo powiedzieć, że kiedyś było lepiej, nawet jeśli to lepiej było ledwo 10 lat temu. O hipsterskim black metalu z udziałem muzykantów z Entropii snuje opowieść pan Bartosz Cieślak, świetnie się to czyta i widać jak wiele w temacie, rzecz jasna nieświadomie miał do zagrania... Burzum.
Jeśli wydawało Wam się, że życie technicznego jest monotonne to polecam pisaninę Rafała "Brovara" Brauera, wiele ciekawych anegdot z trasy i życia wśród muzyków. Arek Lerch natomiast zapodaje pierwszą część pisaniny poświęconej Amphetamine Reptile Records - ta nazwa elektryzowała swego czasu maniaków "krzywych" dźwięków, w końcu spod ich skrzydeł wypłynęły takie nazwy jak chociażby Today Is The Day, Cows czy Chokebore. Jednym tchem czytało mi się wałkowanie muzyków z Corruption, Palm Desert czy Ampacity na temat kondycji sceny stonerowej (czy raczej jej braku) w Polsce. To nie do pomyślenia, że w kraju gdzie przecież są maniacy Queens Of The Stone Age, Kyuss, Monster Magnet czy Orange Goblin na koncerty grup stonerowych przychodzi około setki osób. Ale nie tylko o tym jest tam mowa, po prostu musicie przeczytać. Swoje trzy grosze do debiutu Noise dołożył Orion z Behemotha i Vesanii, możecie sobie przeczytać czym zapchałby płytę winylową, podpowiem jedynie, że wybór nie był wcale taki oczywisty. Nie sposób nie pochwalić działu z recenzjami, w przeciwieństwie do niektórych pismaków, panowie suchych tekstów nie piszą i nie unikają ciekawych dygresji, które sprawiają, że chcę się z danym albumem zapoznać. Bardzo ciekawy i niepochlebny artykuł wysmażył pan Michał Turowski, traktujący o crowdfundingu, na który jego znaniem część kapel najzwyczajniej w świecie nie zasłużyła. Na finał numeru autor jednego z moich ulubionych fanpage, "Są na świecie płyty, o których nie śniło się młodym klerykom" uzmysławia nam jak smutne by było odkrywanie nowej muzyki bez czytania o niej. Moi najbliżsi dziwią się, że w dobie Internetów chce mi się kupować takie "drogie" magazyny. No litości, 15 ziko za kwartalnik, który jest TAK wydany to naprawdę niewiele. A Musick za 17 ziko z płytką gratis to niby też fortuna? No nie sądzę.
Zanim dotrę do jednego jedynego mankamentu tego wydawnictwa przybliżę Wam jeszcze zawartość sylwetek i wywiadów. Nie wiem kiedy ostatnio mieliście okazję przekrojowo poczytać sobie o Wovenhand, Death In June, Rokym Ericksonie i H.R Gigerze. Dla tych, którzy wcale, bądź bardzo wybiórczo znają twórczość tych artystów mogą być one świetnym i lekkim wprowadzeniem. Szczególnie tekst o Gigerze mnie poruszył, nie gloryfikuje go, oddaje mu należytą cześć, ale nie pomija tego co było w tej postaci najdziwniejsze. Wywiady to już najwyższy poziom przygotowania się do tematu. Warto dowiedzieć się czemu Ghost chce być jak Rammstein, dlaczego Michael Gira ze Swans nienawidził wszystkich, uśmiechnąć się czytając buńczuczne wypowiedzi lidera Electric Wizard czy dowiedzieć się jaki jest najbardziej gówniany horror według Phila Anselmo. Ten ostatni wywiad zresztą rzuca nowy kontrast między mainstramowym horrorem, a produkcjami klasy B, były lider Pantery i obecny Down zna się na ekranowej grozie jak mało kto. O tym jak ważny dla sceny rockowej i metalowej jest zespół Helmet możemy dowiedzieć się od samego Page'a Hamiltona, który opowiada min. o współpracy z House of Pain i Linkin Park. Szczere i dość wstrząsające są rozmowy z liderami Crowbar i Eyehategod, Kirk Windstein i Mike Williams przeszli swoiste drogi do piekła i z powrotem. Kolejny wywiad przybliża postać Dayala Pattersona, który popełnił blisko 500 stronicową księgę o black metalu zatytułowaną "Black Metal: Evolution of The Cult". Coś czuję, że będzie to jeszcze lepsza propozycja od kultowych już "Władców Chaosu", których pochłonąłem swego czasu w kilka dni. Jeśli brakowało Wam tu wywiadów z polskimi twórcami to oczywiście są, pozwoliłem sobie je zostawić na koniec. Są więc wizjonerzy z Merkabah, z muzykami Odrazy przemierzycie najbrudniejsze zakątki Krakowa, a muzycy So Slow przybliżą Wam czym są instrumenty takie jak Buzzing Bow i Water Phone. I to by było niestety na tyle. Pozwolę sobie nie zdradzać Płyty Roku, którą opisał redaktor Dunaj, cobyście chociaż przejrzeli magazyn w Empiku, jeśli mój tekst Was nie namówi do kupna "w ciemno".
Na końcu maiło być gderanie. I będzie. Otóż szanowna redakcjo! Pierwszy numer Noise jest jak dla mnie stanowczo za krótki, jedynie 90 stron i ukazywać się ma co trzy miesiące, co również uważam za minus. Obawiam się też, że nakładu nie wystarczy dla wszystkich zainteresowanych. Tak czy siak, kto nie ma ten trąba. Jestem ciekaw cóż wysmażycie następnym razem. Póki co tak trzymać. Pozostaje czekać do następnego, a w międzyczasie łyknąć nowy Musick, który już niebawem!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz