Tradycyjnie już Vader nawiedził Olsztyn pod koniec wakacji z zacną ekipą towarzyszącą. Legenda death metalu bez problemu przyciągnęła na olsztyński amfiteatr publikę, która na takiej muzie zjadła zęby, młodych gniewnych co to pod wpływem Vadera sami mogli kapelę założyć, oraz ciekawskich, co to być może w takiej estetyce nie siedzą, ale wiedzą, że zespół ma dla Olsztyna znaczenie niebagatelne. Jak zawsze Peter nie szczędził ciepłych słów pod adresem publiki i zaserwował z kolegami przekrojowy set, który nie powinien nikogo rozczarować. Nie tak unikalny jak przy okazji obchodów XXX lecia działalności, ale w pewnym sensie wyjątkowy. Zresztą, przeczytajcie sami.
Rozgrzewać publikę przed Vaderem to nie lada wyzwanie, ale i możliwość pokazania się szerszej publiczności. Tym razem taką okazję miał Cerber, który który stylistycznie dość mocno odstawał od reszty występujących kapel. Ich ociężały sound powinien przypaść do gustu tym co to post metali, sludge czy stonerów słuchają. Kohorta, o której pisałem jakiś czas temu to granie bliższe zwolennikom hc i pochodnych, natomiast Insidius atakował klasycznym deathem. Widać było, że żniwo, które zasiało ostatnio Feto In Fetus zbiera plony, bo młyn pod sceną mieli całkiem niezły, a i brzmieli profesjonalnie i z odpowiednim jebnięciem. Promowali nowy album "Condemned To The Torture", który uważam za jeden z najlepszych ekstremalnych wyziewów zeszłego roku. Ich deathgrindowe tornado przetoczyło się przez głowy słuchaczy stanowczo za szybko, ale to była bolączka całego wieczoru, sety były jak na moje oko poskracane tak, by impreza skończyła się przed północą. Nie wnikam w taką politykę, ale no można było mieć spory niedosyt. I ten niedosyt doskwierał mi najbardziej po zejściu ze sceny Oriona i spółki. Vesania zagrała z niesamowita pasją, stworzyli sobie wcześniej na scenie taki pokoik dziecięcy ze śnieżącym przez niemal cały gig telewizorem. Na twarzach makijaż imitujący maski, brzmienie, które zmiotło już przy otwierającym Hell Is For Children z ostatniego jak dotąd albumu. Ten walcowaty numer dla nieznających ich twórczości mógł być niezłą zmyłką, napierdalali zawzięcie przez następne, hmmm, 40 minut? Z rozmów z ludźmi wynikało potem, że byli dość mocno zawiedzeni, ale lepszy rydz niż nic, widziałem ich po raz pierwszy i z dumą mogę dopisać do swojej, na szczęście, coraz dłuższej koncertowej listy. Czy przy okazji najnowszego albumu wyruszą w jakąś małą trasę jako headliner tego przewidzieć nie mogę, w końcu Orion ma obowiązki w Behemothcie, a Daray chociażby w Hunterze i Dimmu Borgir. Tak czy siak cieszę się, że zobaczyłem autorów jednej z najlepszych metalowych płyt ostatnich lat i mam tu na myśli "Distractive Killusions".
Vader, jak to Vader - ogień na scenie i pod sceną. Dosłownie i w przenośni. Na scenie zbudowano podwyższenie dla chudego jak szczapa Jamesa, który perkusistą jest znakomitym, tłukącym z lekkością i polotem. Obok co jakiś czas pojawiali się Pająk i Hal, którzy mam nadzieję zagrzeją w ekipie Petera miejsce na długi długi czas, chociażby dlatego, że ten pierwszy jest autorem znakomitych utworów z ostatniego krążka "Tibi Et Igni" - Hexenkessel i The End, które tego wieczoru po prostu błyszczały swoją rozbudowaną formułą. Nie zabrało rzecz jasna żelaznej klasyki pokroju Silent Empire, Carnal, czy Sword Of The Witcher i zagranego na bis Necropolis. Jak się od lat słucha Vadera to mimo, że się wie czego się spodziewać i tak jest się zachwyconym. Fenomen tej grupy tkwi w tym w czym niektórzy widzą ich główną wadę - w konsekwentnym łupaniu pierdolonego death metalu. A jednocześnie dzięki takim krążkom jak "Impressions In Blood" ich formuła się nie wypala, nie stali się skansenem po 30 latach grania, za co należy się szacunek wiekuisty. Owszem bywają zachowawczy jak na "Necropolis", zdarzyło im się zmięknąć przy okazji "The Beast", ale cóż z tego skoro wciąż są niedoścignionym wzorem dla innych? Na początku pisałem, że był to wieczór wyjątkowy. Fani mogli bowiem spotkać się w jednej z olsztyńskich księgarni z Peterem i Jarosławem Szubrychtem (tak, ten pan napisał biografię Salyera, Maryli Rodowicz i jest wokalistą nietuzinkowej Lux Occulty) w ramach promocji "Wojny Totalnej", pierwszej oficjalnej biografii Vadera, która należała się im już dawno temu. A podczas koncertu można było nabyć koszulki ze specjalnym "olsztyńskim" wzorem, a więc gadżet unikalny powiązany z Old Undergroundem. Z osobistego punktu widzenia mogę dodać, że warte zachodu było udanie się po koncercie na afterparty do Andergrandu. Po sali śmigał Peter, Hal, James, Pająk, Orion czy Daray, widziałem też wielu dawno niewidzianych znajomych, osoby, które porozjeżdżały się na studia, są zajęte codzienną pracą i ogólnie z różnych powodów już tak nie uczestniczą w spotykaniu się przy piwku i gadaniu o muzyce. Także koncerty Vadera łączą co roku w Olsztynie starych dobrych znajomych, co jest po prostu bezcenne i za to należą się podziękowania. Za trwanie na posterunku, za nieustanne wlewanie do umysłów młodych ludzi braterskości między metalowcami, której wśród innych subkultur ze świecą szukać. Cóż mogę więcej powiedzieć? Do zobaczenia na następnym gigu mam nadzieje w przyszłym roku. Niech wojna totalna trwa i nigdy się nie kończy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz