niedziela, 24 sierpnia 2014

10 wokalistek grzechu wartych, czyli o piękniejszej stronie rocka i metalu słów kilka

Dziś będzie lekkie i przyjemne zestawienie najlepszych i najseksowniejszych wokalistek moim skromnym zdaniem! Nie dziwcie się, jeśli którejś ze znanych pań tutaj zabraknie, kieruję się głównie tym, że wokalnie robi mi dobrze, albo, że wyjątkowo zjawiskowo wygląda. Zapraszam do czytania! 

P.S: Artykuł poświęcony wokalistkom z naszego podwórka także się pojawi za czas jakiś! 

10. ANGELA GOSSOW (ex - Arch Enemy)

Zaznaczę od razu, że w zestawie nie będzie ani jednej wokalistki Nightwish ani frontwoman Within Temptation. "Zniesmaczeni" moim bezguściem mogą już teraz przestać czytać dalej. Stawkę otwiera growlująca lepiej od nie jednego pana Angela Gossow, która to swego czasu zasilała szeregi Arch Enemy. Za kapelą nie przepadam, ale wielki szacun za wokal i stylówę ostrej laski. Miło się na nią patrzy i nawet przyjemnie słucha. Obecnie jest menadżerką AE, obowiązki wokalne przejęła niebieskowłosa Alyssa, o której słów kilka nieco niżej. 


SIMONE SIMMONS (Epica)

Ta pani nie dość, że jest ruda to jeszcze ma tak głębokie niebieskie oczy. Jak to się mówi? "Za ładna do pornosów" Ze swoim wokalem idealnie pasuje do pompatycznych kompozycji Epiki. Muzyka tej kapeli raczej do mnie nigdy nie trafi, ale co jak co, mają zjawiskową wokalistkę. 


8. IZZY HALE (Halestorm)

Zadziorna panienka, o oryginalnej urodzie i z diabłem w oczach, jej szeroki uśmiech jest dość przerażający, ale i tak trudno od niej oderwać wzrok. Coś czuję, że to ten typ laski, z którą można by na spokojnie wódę walić. Rock n roll pełną gębą, szkoda, że grupa dość słabo na naszym podwórku znana, przynajmniej mam takie wrażenie. 


7. JILL JANUS (Huntress)

Ta pani ma bardzo "ostry" thrashowy wokal i... jakby to ująć... jest bardzo bujnie obdarzona przez naturę, co możecie zobaczyć w teledysku. Taka seksowna wiedźma udzielająca się w całkiem niezłym zespole, który po części wpisuje się w obecną retro modę. Nawet jeśli kapela nie jest specjalnie oryginalna, to dzięki Jill zyskują +666 do zajebistości. 


6. ELIN LARSSON (Blues Pills)

Blues Pills mogą jeszcze ostro namieszać w najbliższym czasie i to nie tylko za sprawą tej pani. Jej silny głos znakomicie wpisuje się w retro granie podopiecznych Nuclear Blast. Jej uroda ma w sobie coś hipisowskiego a zarazem posągowego i klasycznego. Takiej to tylko kwiaty przynosić i zachwycać się głosem. Wieszczę, że jeszcze nas solidnie zaskoczą, póki co stworzyli kawał chillującej muzyki, której powinniście dać szansę. 


5. CRISTINA SCABBIA (Lacuna Coil)

Za przeproszeniem, tej pani czas nie posuwa. Wciąż jest mega seksowna, operuje drapieżnym, mocnym wokalem, a Lacuna Coil skutecznie wymyka się gotyckiej szufladce, do której lata temu próbowano ją upchnąć. Piękne oczy, ostry nos i znakomita figura. Dlaczego więc okupuje środek zestawienia? Ano do kandydatek poniżej mam nieco większą słabość, ech... 


4. AMY LEE (Evanescence)

Tak z 10 lat temu byłaby na miejscu pierwszym, bo była to jedyna frontwoman, której zespołu świadomie słuchałem i mi się naprawdę podobało. Zresztą słuchałem rzeczy, które obecnie mogłyby zostać uznane za okropne. Cóż moja sympatia do tej pani wciąż trwa, choć muzycznie przestałem się Evanescence interesować dość dawno. Skubana w jakimś sensie przypomina mi Lucy Lawless, ekranową Xenę, jakże bardzo wojowniczą księżniczkę. 


3. DOMINIQUE PERSI (Stolen Babies)

Ta piękna pani stoi na czele groteskowej grupy na poły rockowej, na poły metalowej, która powinna przypaść do gustu fanom twórczości Tima Burtona. Makabreska, czarna komedia i akordeon. Na garach koleś, który kiedyś łomotał w The Dillinger Escape Plan. Zarówno wokalistce jak i całej kapeli należy się stanowczo więcej uwagi. Nie napawać się takim pięknem stanowczo jest grzechem. Na szczęście ja nie grzeszę. 


2. ALISSA WHITE-GLUZ (ex- The Agonist, Arch Enemy)

Wygrywa oczami, kolorem włosów i zrywającym dachy z domostw wokalem. Szkoda, że rozmienia się na drobne w Arch Enemy, które od kilku albumów prezentuje bardzo schematyczną i ograniczającą jej ekspresję muzykę. 666 razy bardziej wolałem ją w The Agonist, gdzie szalała na potęgę. Ale wyszło jak wyszło to tylko moje gderanie, piękna jej nikt nie odbierze, to stanowczo mój typ wokalistki. Demon, nie kobieta. 


1. MARIA BRINK (In This Moment)
Nie, nie, nie... To nie tak, że im większe cycki tym wyższe miejsce. Nic bardziej mylnego. Jej głos sprawia, że przechodzą mnie ciary, choć nie da się ukryć, że muza In This Moment lekko plastikiem trąca. Choć prezentowany poniżej kawałek "Adrenalize" jest zaiste zajebisty. Tatuaże, wyuzdany, odważny image, specyficzna uroda sprawiają, że w prywatnym rankingu trafia na miejsce pierwsze. I to w sumie by było na tyle, dzięki za przeczytanie! W komentarzach typujcie swoje ulubienice!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz