piątek, 18 lipca 2014

Życie z kocim terrorystą, czyli jak wytrzymać z Behemothem.

No siema, to nie będzie wpis o kapeli Behemoth, która wygląda tak:


To będzie wpis o zwierzątku imieniem Behemoth, które wygląda tak: 


Porównanie z grupą Nergala nie jest przypadkowe. Mój kot jest 666 razy bardziej diabelski od nich nawet kiedy leży jak na tym zdjęciu. 

Godzina trzecia w nocy. Nie śpię. Przeciągłe miauczenie dochodzące spod drzwi, z odpowiednio zaintonowanym vibrato, takim charczącym, najbardziej desperackim jakie można sobie wyobrazić. Po chwili następuje atak, który powtórzy się jeszcze kilka razy. Atak na klamkę. BRZDĘK i DZYŃ. No tak, dodatkowy element rozsadzający od środka, zapomniałem wyjąć kluczy z zamka. Behemoth potrafi wisieć na klamce dobrych 10 sekund, a kiedy się do niego podbiegnie czmycha pod fotel i patrzy tymi swoimi złotymi oczyma. A jak mu się nudzi to wskakuje najpierw na stół, potem na kredens, lawiruje poprzez wazony i inne ozdoby i wskakuje na szafę by tkwić niczym przerośnięty nietoperz między zegarem w kształcie nie do końca zidentyfikowanego do dziś instrumentu muzycznego, a wielkim ozdobnym talerzem, który babcia dostała na 75 urodziny. Takie rzeczy codziennie wyprawia Behemoth nocą. 

W dzień wcale nie jest lepiej, ten półdzikus zawsze ma swoje nieposkromione nastroje. Można go pogłaskać po brzuszku i za uszkiem kilka sekund, o ile jest zaspany, im dłużej się z nim bawi tym bardziej staje się zirytowany i zaczyna gryźć i drapać ręce, które przecież go karmią. Ach, no i jak jest głodny to jest najsłodszym stworzeniem na świecie i miauczy wniebogłosy i paczy tymi swoimi paczałkami i... stop. Behemoth jest gnojem. Imię zawdzięcza w końcu po szatańskim pomiocie z "Mistrza i Małgorzaty". Bawi się w ninję, skacze po meblach po ścianach, zrywa tapetę i drze japę by go wypuszczać na balkon. W czym różni się od innych kotków? Ano tym, że panicznie boi się... podwórka. Tak, jego przeraźliwe obdrapywanie drzwi to podpucha, bo chce tylko wyjść na korytarz, schodzi trzy piętra w dół po czym kręci się wokół drzwi wyjściowych. A kiedy mu się je otworzy to niewiele z tego wynika. Wystawia łeb zrobi parę kroków, wejdzie na trawnik i często po prostu stoi w miejscu. Najmniejszy ruch jest w stanie sprawić, że wbiegnie z powrotem pod samo mieszkanie. Więc o co do cholery chodzi mu z tym wychodzeniem? Ani nie ucieka, anie nie wdrapuje się na drzewa, ani gania za kociczkami bo i popędu został pozbawiony. Tajemnica pozostaje tajemnicą. Jest jeszcze jedna kwestia, która nie jest do końca rozwikłana, choć są pewne podejrzenia co do jej wyjaśnienia. Behemoth często sra na dywanik w kuchni, taki blisko zlewu. Zawsze ma dużą czystą kuwetę, zawsze dostaje swojego ulubionego Whiskasa Juniora (ma trzy lata, ale buntuje się przed jedzeniem czego innego). Wniosek nasuwa się sam: jest po prostu terrorystą. Robi to specjalnie i z wyrachowaniem. Roznosi morderczy smród po mieszkaniu i jeszcze się tym szczyci. Udaje niewiniątko kiedy się go karci (na przykład grożąc palcem, tupiąc koło niego lub udając, że rzuca się kapciem). 

Wciąż jednak nie napisałem jak z nim wytrzymać. Puenta jest prosta: trzeba się przyzwyczaić. Jego zachowania się powtarzają, około północy można już się przygotowywać na jego walkę z drzwiami, że trzeba wstać koło pierwszej i balkon otworzyć, że może walnąć zabójczego klocka, który zacznie dusić niczym cyklon B. Kota ciężko jest wychować, ma po prostu wy-je-ba-ne. Zareaguje kiedy chce, podejdzie kiedy chce, ominie łukiem kiedy chce. Tak ma przynajmniej ten typ, inne kotki, które spotykam są takie miłe. Behemotha nie da się od tak po prostu wypuścić na podwórko i mieć nadzieję, że gdzieś sobie pójdzie i poradzi. Nope, wypuszczony kiedyś dawno temu, na chwil kilka utknął między oknem a kratami je osłaniającymi. To cud, że się nie połamał kiedy był wyciągany. Z drugiej strony bez niego w domu byłoby piekielnie nudno, choć może bardziej normalnie. A tak ciągłych potyczek i przepraw i ratowania przedmiotów codziennego użytku nie brakuje. Dom po prostu tętni małym wrednym czarnym życiem z piekła rodem. Niech ten gif ze znanego Wam zapewne Kota Simona posłuży za podsumowanie moich rozważań. Ach i jeszcze jedno... Jakie są najdziwniejsze zachowania Waszych czworonożnych pupili? 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz